sobota, 21 marca 2009

Gaz Wołga 21

Jako że nie wiedziałem co napisać o tym pojeździe skopiowałem bardzo ciekawy artykuł o tym modelu z serwisu www.motofakty.pl

Gdy na Żeraniu wytrwale produkowano i jedynie nieznacznie modernizowano warszawę m 20, czyli rosyjską pobiedę, fabryka w mieście Gorki w ZSRR wprowadzała do swojej oferty całkiem nowy samochód, mający wozić socjalistycznych notabli. Był to rok 1956. Pojazd był zdecydowanie odmienny, nieporównanie ładniejszy w całej stylizacji nadwozia i bardziej nowoczesny w rozwiązaniach technicznych. Proponowano także nową nazwę handlową: wołga. W symbolach fabrycznych zachowano jednak ciągłość. O ile pobieda nosiła symbol GAZ m 20 (GAZ to skrót od Gorkowskij Awtomobilnyj Zawod) to wołga oznaczona była jako GAZ m 21.

Limuzyna drugiego garnituru
Przeznaczenie wołgi było podobne jak jej poprzedniczki. Pojazd był limuzyną drugiej kategorii. O ile dygnitarzy z partyjnego i rządowego szczytu miały przewozić reprezentacyjne olbrzymy - radzieckie wozy czajka, zis i ził lub czechosłowacka tatra 603, to dostojników niższego szczebla, czyli tzw. drugiego garnituru, miała przewozić właśnie wołga. Młodszym czytelnikom trzeba wyjaśnić, że w tamtym okresie budowania realnego socjalizmu nie brano pod uwagę takiego wynaturzenia ideologicznego jak posiadanie prywatnego samochodu. Wóz bardzo szybko zyskał przydomek mknącego jelenia, bo na masce umieszony był taki właśnie symbol. Mała, stercząca, srebrzysta statuetka okazała się nader niebezpieczna w przypadku uderzenia w pieszego i w jej miejsce pojawiła się umieszczona płasko na masce plakietka, też z wizerunkiem mknącego jelenia.

Dostojnik na kanapie
Wóz z 1956 roku, rozpoczynający erę wołgi w motoryzacji nie tylko Związku Radzieckiego, ale także wszystkich państw bloku demokracji ludowej, przypominał pojazdy amerykańskie oraz zachodnioeuropejskie tamtej epoki. We wnętrzu nadal tkwiły dwie wielkie kanapy. Na każdej było dosyć miejsca dla trzech osób. Dźwignia zmiany biegów została jak w pobiedzie tuż przy kierownicy, żeby lewarek sterczący z podłogi nie przeszkadzał pasażerowi siedzącemu na środku przedniej kanapy. Rewelacją stylistyczną był szybkościomierz. Wystawał wysoko nad deskę przy przedniej szybie, miał kształt ćwiartki dość dużej zielonej pomarańczy i był cały przezroczysty. Podświetlony wieczorem rozjaśniał wnętrze i błyszczał na zewnątrz wozu niczym lampa sygnałowa. Wnętrze auta było tak obszerne, że na kanapie bez kłopotu można było położyć się i spać. Jeszcze w latach 70. taką redakcyjną wołgą woził nas z Krakowa na reportaże w terenie niezastąpiony mistrz kierownicy oraz doradca początkujących dziennikarzy Franciszek Zuzek.

Szkolna profanacja majestatu
W Nowym Sączu wołga przysługiwała I sekretarzowi Komitetu Powiatowego PZPR. Takie służbowe auto miał również dyrektor Sądeckich Zakładów Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego, czyli pradziadka obecnej wytwórni znakomitych soków owocowych Tymbark. Wołgą wożony był dyrektor PKS, ale to była wówczas potężna firma transportowa. Szokiem było więc, gdy w 1965 r. nowa wołga trafiła do Technikum Samochodowego w Nowym Sączu. Zaczął jeździć nią dyrektor, ale nie wszystkim notablom było w smak takie pospolitowanie dygnitarskiej marki. Pojazd trafił więc do warsztatów technikum, żeby szkolili się na nim przyszli kierowcy lokalnych dostojników, a również mechanicy warsztatów w kolumnach urzędniczego transportu. Samochód, którego nie sposób było zajeździć nawet przez szkolnych kursantów, postanowiono wreszcie sprzedać. W 1978 r. kupił leciwą wołgę kierowca sądeckiego PKS Antoni Zaczyk z Limanowej.

W prywatnych rękach
- Auto miało przejechane sporo kilometrów, ale było całkiem sprawne - opowiada Antoni Zaczyk. - Żeby móc korzystać z niego, żona Władysława zrobiła prawo jazdy. Ja nie mogłem być na każde domowe zawołanie, bo pracowałem zazwyczaj na delegacjach daleko od domu. Jeździłem ciężarówką horh, jaką dziś pamiętają tylko najstarsi, a także hobbyści dawnych aut. Prowadziłem polskiego żubra, którego motor huczał jak startujący odrzutowiec. Przetestowałem wszystkie modele aut marki Star. Po takich służbowych doświadczeniach wołga była prawdziwym luksusem. Jeździliśmy więc całą rodziną chętnie i często, a na dodatek daleko. Zazwyczaj do Czechosławacji i na Węgry. Dzieci polubiły zwłaszcza Budapeszt. Przy kompletnej pustce w polskich sklepach kupowaliśmy tam wszystko co dla dwóch synów i dwóch córek było potrzebne. Wołga była zawsze niezawodna. Dwa razy robiłem kapitalny remont silnika, ale w wozie nadal jest ten sam motor, z jakim wyjechała z fabryki. Ma ten silnik numer 553863. W garażu mam też zapasowe błotniki, bo spodziewałem się stłuczek, kiedy żona zaczynała prowadzić, ale okazała się kierowcą iście znakomitym i fabryczne blachy czekają na ewentualny remont nadwozia. Takiej potrzeby do tej pory nie było, choć samochód na już 38 lat i chyba z ponad milion przejechanych kilometrów. Wprowadziłem dwa drobne usprawnienia. Drążek zmiany biegów spod kierownicy leży w piwnicy, a zamontowałem lewarek w podłodze. Ostatnio dałem też instalację gazową, gdyż o wymagane dla tego silnika paliwo niskooktanowe (78 oktan) jest już trudno, a poza tym na gazie jest taniej. Wołga, gdy dostanie dzisiejszą benzynę 94-oktanową, to spala jej około 10 litrów na 100 km przy szybkości 80 km na godzinę, Staruszka nadal jednak śmiga z fasonem i nieustannie wzbudza duże zainteresowanie. Tylko 23-letni syn Paweł, który uwielbiał jeździć starą wołgą, przesiadł się na pospolite bmw, bo mówi, że mu szkoda zajeździć taki piękny i zabytkowy pojazd.

Odmładzana staruszka
Na taśmach produkcyjnych fabryki w mieście Gorki wołga M21 została zastąpiona w 1968 r. przez mającą nowe nadwozie wołgę M24. Zanim to jednak nastąpiło, przeszła kilka modernizacji, z których bodaj najistotniejszą było zastąpienie amortyzatorów dźwigniowych teleskopowymi. To nastąpiło w 1962 r. Wołga w kolejnych latach otrzymywała ulepszane silniki o pojemności skokowej prawie dwa i pół litra. Pierwszy miał 70 KM przy 4000 obrotów na minutę. Następny już 75 KM, zaś kolejny nawet 80 KM. Żeby to uzyskać, skracano skok tłoka, a więc podwyższano stopień sprężania z 6,6 do 7,15 a w trzeciej wersji do 7,5. Było też można wybrać diesla o mocy 43 KM. Był oszczędny. Spalał tylko 8,5 l oleju na 100 km. Auto z silnikiem wysokoprężnym rozwijało jednak prędkość o 20 km mniejszą i jechało najwyżej 115 km na godzinę.

Autor: Stanisław Śmierciak


Model ukazał się w serii Kultowe Auta Prl-u wykonany przez IXO.